Dziwna sprawa z tym upływem czasu. Z jednej strony mam wrażenie, jakby stanął w miejscu. Z drugiej, dni mijają tak szybko, że ledwie rejestruje rozpoczęcie kolejnego tygodnia ciąży. Minął już miesiąc od mojego ostatniego ciążowego wpisu a czuje się jakbym pisała go zaledwie wczoraj. Do porodu zostały mi niecałe trzy miesiące, i jak dłużej nad tym pomyślę, zaczynam panikować. Bo tak wiele zostało do przygotowania a czas pędzi tak szybko, że wymyka mi się przez palce.
Ostatni miesiąc był dla mnie jednym z najbardziej udanych od czasu, kiedy dowiedziałam się o ciąży. W porównaniu do ostatnich miesięcy, kiedy zmagałam się ze strasznym samopoczuciem i wręcz wisielczym nastrojem. Hormony chyba trochę mi odpuściły i okazały się dużo łaskawsze. Poza boleśnie wychodzącą ósemką, nie mogę narzekać na żadne nieprzyjemne fizyczne dolegliwości. Mam pecha, że zęby mądrości postanowiły się u mnie pojawić akurat, kiedy nie mogę brać praktycznie żadnych porządnych leków przeciwbólowych.
Największym plusem tego miesiąca jest to, że odzyskałam energię. W końcu. Zmęczenie dało mi nieźle popalić. Przez pierwsze pół roku ciąży ciągle chodziłam śpiąca i w zasadzie na nic nie miałam siły. Mój dom wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. W ostatnich dniach wreszcie udało mi się doprowadzić go do stanu używalności. Po etapie ciągłej bezsilności, cudownie jest poczuć taki zapał i chęć do działania. Może trochę przyczyniła się do tego zmiana pogody, bo ta szarość za oknem była już naprawdę męcząca. Widząc słońce za oknem mam w sobie o wiele więcej pozytywnej energii.
Brzuszek robi się coraz większy i po ruchach mojego synka wyraźnie czuję, że ma tam coraz mniej miejsca. Na ostatnim usg był ułożony poprzecznie, co mnie trochę zmartwiło. Bo bardzo chciałabym urodzić naturalnie. Lekarz jednak mnie uspokajał bo mały ma jeszcze dużo czasu na zmianę pozycji. I chyba miał rację. Po tym w jakich miejscach odczuwam ostatnio jego ruchy, wydaje mi się, że synek już się obrócił. Ogólnie strasznie się wierci, ten mój mały szkrab.
To był naprawdę dobry miesiąc. Mam nadzieje, że taki stan rzeczy się utrzyma, już do końca ciąży. Wciąż prześladują mnie te gorzkie chwile, jakie przeszłam niedawno. Bardzo wyraźnie wyryły się w mojej pamięci i za nic w świecie nie chciałabym do nich wracać. Jednak teraz mam w sobie naprawdę sporą dawkę nadziei i pozytywnie patrzę w przyszłość.
Ostatni miesiąc był dla mnie jednym z najbardziej udanych od czasu, kiedy dowiedziałam się o ciąży. W porównaniu do ostatnich miesięcy, kiedy zmagałam się ze strasznym samopoczuciem i wręcz wisielczym nastrojem. Hormony chyba trochę mi odpuściły i okazały się dużo łaskawsze. Poza boleśnie wychodzącą ósemką, nie mogę narzekać na żadne nieprzyjemne fizyczne dolegliwości. Mam pecha, że zęby mądrości postanowiły się u mnie pojawić akurat, kiedy nie mogę brać praktycznie żadnych porządnych leków przeciwbólowych.
Największym plusem tego miesiąca jest to, że odzyskałam energię. W końcu. Zmęczenie dało mi nieźle popalić. Przez pierwsze pół roku ciąży ciągle chodziłam śpiąca i w zasadzie na nic nie miałam siły. Mój dom wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. W ostatnich dniach wreszcie udało mi się doprowadzić go do stanu używalności. Po etapie ciągłej bezsilności, cudownie jest poczuć taki zapał i chęć do działania. Może trochę przyczyniła się do tego zmiana pogody, bo ta szarość za oknem była już naprawdę męcząca. Widząc słońce za oknem mam w sobie o wiele więcej pozytywnej energii.
Brzuszek robi się coraz większy i po ruchach mojego synka wyraźnie czuję, że ma tam coraz mniej miejsca. Na ostatnim usg był ułożony poprzecznie, co mnie trochę zmartwiło. Bo bardzo chciałabym urodzić naturalnie. Lekarz jednak mnie uspokajał bo mały ma jeszcze dużo czasu na zmianę pozycji. I chyba miał rację. Po tym w jakich miejscach odczuwam ostatnio jego ruchy, wydaje mi się, że synek już się obrócił. Ogólnie strasznie się wierci, ten mój mały szkrab.
To był naprawdę dobry miesiąc. Mam nadzieje, że taki stan rzeczy się utrzyma, już do końca ciąży. Wciąż prześladują mnie te gorzkie chwile, jakie przeszłam niedawno. Bardzo wyraźnie wyryły się w mojej pamięci i za nic w świecie nie chciałabym do nich wracać. Jednak teraz mam w sobie naprawdę sporą dawkę nadziei i pozytywnie patrzę w przyszłość.
Mi dłużyły się pierwsze 3 miesiące ciąży, a potem czas przeleciał migiem. Aż było mi żal, że tak szybko wszystko minęło.Z tym zębem to rzeczywiście pech. Współczuję 😯
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że mi ten czas zleci równie szybko i zaraz będę jechać na porodówkę. Szczególnie, że czeka mnie remont pokoju dzieciaków i tyle do przygotowania, że na pewno nie będę się nudzić. :)
Usuń