Powiedzenie, że trochę mnie tu nie było, byłoby niedopowiedzeniem roku. W zasadzie na calutkie dwa miesiące całkowicie zniknęłam z internetu. Nie miałam nawet głowy do tego by sprawdzać co nowego dzieje się w instagramowym świecie, co niegdyś było dla mnie codziennością. Straciłam na to ochotę i kompletnie straciłam zainteresowanie. Te dni zleciały mi tak szybko, że mam wrażenie, jakby przeleciały mi przez palce. A im więcej ich było tym trudniej było mi wrócić do pisania.
Początek roku wniósł do mojego życia wiele zmian. Ten czas nieobecności był dla mnie czasem przeorganizowywania swojego życia i zastanawiania się, którą drogą powinnam teraz podążać. Kiedy ma się na swoich barkach przyszłość swojego dziecka i życia rosnącego pod sercem, każda próba zmiany staje się z tysiąc razy trudniejsza. W końcu każda rewolucyjna decyzja ma wypływ już nie tylko na mnie samą. A stanęłam przed podjęciem kilku takich właśnie decyzji. I przeżyłam niezliczoną ilość burzy mózgu, co chwilę mierząc się z nowymi wątpliwościami. Dopiero po tak długim czasie zaczynam dostrzegać, która droga, z tych co się przede mną pojawiły, będzie tą właściwą. A przynajmniej się taka wydaje.
Pomijając już moje rozterki, ciąża nieźle dała mi w kość przez te dwa miesiące. Była kolejnym powodem tak długiej nieobecności. Moje samopoczucie można określić jako kiepskie. I to łagodne określenie. Ostatnimi czasy nie miałam siły na nic. Codziennie mierzyłam się z kolosalnym zmęczeniem. Codzienne czynności stały się dla mnie strasznym wysiłkiem. Przy zwykłym ścieraniu stoły zaczynałam odczuwać bóle w dole brzucha i musiałam odpoczywać. Nigdy nie byłam idealną panią domu, lecz ostatnio osiągnęłam szczyt beznadziejności w tej dziedzinie. Takiego znużenia i zmęczenia nie czułam chyba nigdy wcześniej.
Ta przerwa była mi chyba potrzebna. Miałam okazję przemyśleć dokładnie swoje życie, nie rozpraszając się niczym. Nie wspominając już o moim stanie fizycznym i psychicznym, i tym co zrobiła z nimi ciąża oraz hormony. Potrzebowałam takiego odpoczynku i wyciszenia. W końcu zaczynam jednakże stawać na nogi i poczułam potrzebę powrotu do tego internetowego światka. Pisanie tutaj jest jedną z niewielu rzeczy, które robię tylko dla siebie i nie chciałabym tego stracić. Chociaż muszę przyznać, że przez tak długi czas internetowej abstynencji miałam ochotę całkowicie z tego zrezygnować. Wiem jednak, że bym tego żałowała. Bo gdzie indziej mogłabym przelewać swoje myśli? Poza tym szkoda spisać na straty miejsce pełne wspomnień. Trochę żałuję, że wróciłam tu tak późno i tak długo się do tego zabierałam. Ale chyba każdy ma takie momenty w życiu, kiedy musi się zatrzymać i zastanowić nad sobą i swoim życiem, lub zwyczajnie odpocząć. I zdaję sobie sprawę, że piszę trochę bez ładu i składu, ale ten post powstaję spontanicznie i trochę pod wpływem impulsu. Trochę wyszłam z wprawy. :)
Początek roku wniósł do mojego życia wiele zmian. Ten czas nieobecności był dla mnie czasem przeorganizowywania swojego życia i zastanawiania się, którą drogą powinnam teraz podążać. Kiedy ma się na swoich barkach przyszłość swojego dziecka i życia rosnącego pod sercem, każda próba zmiany staje się z tysiąc razy trudniejsza. W końcu każda rewolucyjna decyzja ma wypływ już nie tylko na mnie samą. A stanęłam przed podjęciem kilku takich właśnie decyzji. I przeżyłam niezliczoną ilość burzy mózgu, co chwilę mierząc się z nowymi wątpliwościami. Dopiero po tak długim czasie zaczynam dostrzegać, która droga, z tych co się przede mną pojawiły, będzie tą właściwą. A przynajmniej się taka wydaje.
Pomijając już moje rozterki, ciąża nieźle dała mi w kość przez te dwa miesiące. Była kolejnym powodem tak długiej nieobecności. Moje samopoczucie można określić jako kiepskie. I to łagodne określenie. Ostatnimi czasy nie miałam siły na nic. Codziennie mierzyłam się z kolosalnym zmęczeniem. Codzienne czynności stały się dla mnie strasznym wysiłkiem. Przy zwykłym ścieraniu stoły zaczynałam odczuwać bóle w dole brzucha i musiałam odpoczywać. Nigdy nie byłam idealną panią domu, lecz ostatnio osiągnęłam szczyt beznadziejności w tej dziedzinie. Takiego znużenia i zmęczenia nie czułam chyba nigdy wcześniej.
Ta przerwa była mi chyba potrzebna. Miałam okazję przemyśleć dokładnie swoje życie, nie rozpraszając się niczym. Nie wspominając już o moim stanie fizycznym i psychicznym, i tym co zrobiła z nimi ciąża oraz hormony. Potrzebowałam takiego odpoczynku i wyciszenia. W końcu zaczynam jednakże stawać na nogi i poczułam potrzebę powrotu do tego internetowego światka. Pisanie tutaj jest jedną z niewielu rzeczy, które robię tylko dla siebie i nie chciałabym tego stracić. Chociaż muszę przyznać, że przez tak długi czas internetowej abstynencji miałam ochotę całkowicie z tego zrezygnować. Wiem jednak, że bym tego żałowała. Bo gdzie indziej mogłabym przelewać swoje myśli? Poza tym szkoda spisać na straty miejsce pełne wspomnień. Trochę żałuję, że wróciłam tu tak późno i tak długo się do tego zabierałam. Ale chyba każdy ma takie momenty w życiu, kiedy musi się zatrzymać i zastanowić nad sobą i swoim życiem, lub zwyczajnie odpocząć. I zdaję sobie sprawę, że piszę trochę bez ładu i składu, ale ten post powstaję spontanicznie i trochę pod wpływem impulsu. Trochę wyszłam z wprawy. :)
Komentarze
Prześlij komentarz