Przejdź do głównej zawartości

Zapalenie jamy ustnej - najgorsza choroba jaka nas do tej pory dotknęła

U małych dzieci nawet zwykłe przeziębienie może wywołać niepokój. Każdy taki chorobowy epizod nie należy do przyjemnych. Katar, kaszel, gorączka albo nawet wymioty. To chyba zna każda mama. Mnie takie objawy już nie zaskakują i wiem jak sobie z nimi radzić. Nie wywołują już we mnie takich ataków paniki jak kiedy córka była malutka i spotykałam się z nimi po raz pierwszy.

Mówi się, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Muszę to sobie zakodować w głowie. Bo ostatnio tak się cieszyłam, że mała praktycznie wcale nam ostatnio nie choruje. Nie uszło to uwadze przewrotnemu losowi, który najwidoczniej postanowił trochę się nad nami poznęcać, żeby nie było nam za dobrze. Bo to co nas ostatnio spotkało jest chyba naszym najgorszym doświadczaniem, jeśli chodzi o sprawy zdrowotne.  Nawet zapalenie oskrzeli, które mała przechodziła z rok temu jest w porównaniu do tego bułką z masłem. A mowa tu o zapaleniu jamy ustnej, które pojawiło się u małej nie wiadomo skąd. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam córki z tak parszywym samopoczuciem. I nigdy nie byłam wobec jej cierpienia tak bezsilna.



A zaczęło się w sumie dość niewinnie. Gorączką, brakiem apetytu i ogólnym marudzeniem. Nic czego nie widziałam wcześniej, więc początkowo nie panikowałam. Bo to były objawy, które znałam doskonale. Mała zawsze tak miała przy zębach czy różnego przeziębieniach i grypach. W zasadzie z dnia na dzień jej stan strasznie się pogorszył a jej buźka zaczęła wyglądać strasznie. No to udaliśmy się do lekarza, który niejednogłośnie stwierdził, że to zapalenie jamy ustnej i dziąseł. Mała dostała antybiotyk i mieszankę do wcierania w dziąsła z nystatyną.

Jak do tej pory nie brzmi to aż tak strasznie, ale ostatnie dni były dla nas dosłownie horrorem. Córka zupełnie nie chciała jeść. Strasznie źle spała, po raz pierwszy w życiu wzięłam ją nad ranem do nas do łóżka. Dziąsła jej dosłownie krwawiły, aż miała brudną kołdrę, bo podrażniała je jeszcze bardziej pchając ręce do buźki. Żadnych leków nie chciała brać, choć do tej pory nigdy nie było z tym problemu. Wszystko musieliśmy podawać jej siłą, co było straszne. Miałam ochotę ryczeć wraz z nią, kiedy trzymałam ją na siłę a ona kopała i wyrywała się, kiedy tata wcierał jej w dziąsła to paskudztwo. Bo nie dość, że musiało ją to boleć to nie smakowało to zbyt przyjemnie. Potem przyszedł czas, kiedy wrócił jej apetyt, ale nie była w stanie nic zjeść. Bez przerwy płakała z głodu a ja miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy z tej bezsilności. W zasadzie przez trzy dni żywiła się tylko jogurtami i rosołem, który jakoś udało się nam jej wcisnąć. Przez te kilka dni w sumie nie poznawałam swojego dziecka. Ale trudno się dziwić, bo nie wyobrażam sobie jak bardzo to musiało ją boleć. Jeśli bolało choć w połowie tak okropnie jak wyglądało, to powiedzieć, że jej mocno współczuje to zdecydowanie za mało.

To z czym musieliśmy się ostatnio mierzyć to jakiś koszmar. I ciągle zastanawiam się czy mogliśmy jakoś tego uniknąć. Może niedokładnie myłam jej zęby lub za rzadko myłam rączki. Bez przerwy tak gdybam.
Mam wrażenie, że ostatnio panuje jakaś epidemia. Z kim bym nie rozmawiała, ta osoba jest chora. Nawet mnie to teraz dotknęło. Tyle, że ja mierze się ze zwykłą grypą. I nawet jeśli nie mogę brać żadnych sensownych leków, to i tak nie jest to nawet w połowie tak straszne jak to co dotknęło moją małą. Już jest z nią dużo lepiej, lecz długo nie zapomnę tych chwil, które były w zasadzie najcięższe od czasu, kiedy jesteśmy razem w trójkę.

Komentarze

  1. Bardzo Ci współczuje i doskonale wiem co musiałaś przejść. Otóż mój syn 6 miesięcy temu przeszedł anginę ropną, temperatura prawie 40 stopni, ciężka do zbicia, a syn nie dał rady jeść, jedyne co przyjmował - to kakao. Jakoś przetrwaliśmy... antybiotyk - zastrzyki domięśniowe przez prawie 2 tygodnie.
    Mój syn teraz chodzi do żłobka i przechodzimy infekcję za infekcją, jestem już tym tak przemęczona, że mam ochotę rzucić robotę i siedzieć w domu z dzieckiem.....
    Jakoś to wszystko trzeba przejść, dzieci rosną, ich odporność się wzmacnia.
    Będzie dobrze - sama sobie to powtarzam każdego dnia.
    Musi być.
    Trzymajcie się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żłobki i przedszkola to niestety siedlisko wirusów. W zeszłym roku, kiedy córcia chodziła do żłobka mieliśmy tak samo. Tydzień chorowała, tydzień była zdrowa i znowu chorowała. Teraz mała siedzi ze mną w domu, bo przenosimy ją do innego przedszkola, do którego może iść dopiero od września. I dużo mniej choruje. Już się boję co będzie jak przyjdzie ten wrzesień. Ale jak napisałaś trzeba to przetrwać. Z czasem będzie lepiej. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

6 tydzień ciąży - pierwsze usg

Wczoraj po raz drugi zjawiłam się u lekarza. Tym razem udało się dostrzec to malutkie życie, które rośnie sobie w moim brzuchu. Nawet usłyszałam bicie serca! To naprawdę niesamowite uczucie, szczególnie, że w poprzedniej ciąży pierwsze usg zrobione miałam w 13 tygodniu ciąży. System prowadzenia ciąży w Irlandii i Polsce nieco się różni. Przez to czuję się jakbym przechodziła to po raz pierwszy i wszystko jest dla mnie inne i w pewnym sensie zupełnie nowe. To powoduje, że mam wiele obaw a pytania mnożą się w mojej głowie z każdą minutą. Usg potwierdziło, że jestem w piątym tygodniu ciąży i 6 dniu, co podejrzewałam i co sugerowały badania krwi. Oznacza to, że dziś rozpoczynam 6 tydzień ciąży. Planowany termin porodu to 4 lipiec i jeśli się sprawdzi, to moje dzieciątko urodzi się zaledwie 9 dni przed moimi własnymi urodzinami. No, ale wszyscy wiemy, że te terminy są tylko orientacyjne i istnieje pewien margines błędu.

Ignacy pisze - Mam dwa miesiące!

Ależ ten czas leci! Mówię Wam! Jeszcze niedawno wylegiwałem się w ciepłym brzuszku mamy, było mi ciepło i przyjemnie. A dziś?  Dziś mijają dokładnie dwa miesiące odkąd opuściłem tą moją bezpieczną przystań. Możecie się zastanawiać czy nie wolałbym do niej wrócić. No cóż czasem tęsknię za tym miejscem. Ciepłem, kołysaniem i miarowym biciem serca mamy. Jednak świat zdaje się mieć tak wiele do zaoferowania a ja z każdym dniem staję się coraz silniejszy i odkrywam stopniowo jego piękno. Naprawdę było warto opuścić tamten przyjemny domek. Słowo niemowlaka.

Mój problem z karmieniem piersią

Mam pewien problem z karmieniem piersią. I nie chodzi mi o problem czysto fizjologiczny  (choć taki również się u nas pojawił). Chodzi mi raczej o problem emocjonalny,  światopoglądowy. Na wstępie zaznaczę, że całym sercem jestem za karmieniem piersią. W końcu to najlepsze co można dać swojemu dziecku. I nie mam problemu z karmieniem piersią samym w sobie. Wręcz przeciwnie. Całkowicie popieram mamy karmiące i uważam, że powinny móc karmić wszędzie nie musząc się martwić o przykre i niechciane komentarze (które niestety wciąż się pojawiają ). To co mi przeszkadza to ta cała fanatyczna otoczka, która towarzyszy karmieniu piersią. Bo inaczej, niż fanatyzmem, tego nazwać nie można.