Przejdź do głównej zawartości

Depresja w ciąży - spowiedź matki cierpiącej

Mieliście kiedyś taki dzień, że brakowało wam siły i chęci by w ogóle podnieść się z łóżka? Na pewno. Każdy miewa lepsze i gorsze momenty w swoim życiu. Teraz wyobraźcie sobie, że ten jeden dzień zmienia się w ciąg takich dni, które zmieniają się w tygodnie a potem nawet miesiące. Czas zaczyna tracić znaczenie i zlewać się w jeden wielki ocean smutku i braku siły do wykonywania podstawowych czynności, które niegdyś były codzienną rutyną. Zaczynasz zatracać się w poczuciu wszechobecnej beznadziei i nie wiesz nawet kiedy to się zaczęło. I czy w ogóle dobiegnie końca.
Na początku zaznaczę, że nie wybrałam się do specjalisty, więc nie zdiagnozowano u mnie depresji. Mam jedynie takie podejrzenia. Długo nie miałam odwagi by przyznać się przed samą sobą, że dzieje się ze mną coś złego. Powiedzenie tego głośno, czy raczej napisanie, to dla mnie wielki krok. Być może ten krok doda mi odwagi, żeby w końcu zasięgnąć opinii psychologa. W końcu zrozumienie, że ma się problem to dobry początek drogi rozwiązywania tego problemu.



Dni obdarte z radości 


Przyznanie się do tego jak wyglądały moje dni w ostatnich tygodniach jest dla mnie delikatnie mówiąc trudne. Bo w końcu jestem matką. I całkowicie poległam w tej materii. Powiedzenie na głos, że był taki czas, kiedy nie byłam w stanie odpowiednio zająć się własnym dzieckiem sprawia, że mam ochotę usiąść i płakać. Czuję taki wstyd i wyrzuty sumienia, że mam ochotę zapaść się w sobie. Czułam je nawet podczas trwania tych gorszych dni, co tylko napędzało spiralę smutku, która mną zawładnęła. Ale tak właśnie było i wypieranie tego faktu w niczym nie pomoże. Może jedynie pogorszyć sytuację. Chcecie wiedzieć jak wyglądał mój dzień? A w zasadzie ciąg dni, bo każdy jeden wyglądał identycznie jak poprzedni. I wiedziałam, że kolejny też taki będzie. A przynajmniej w ogóle  nie wierzyłam, ze może być lepiej. Tkwiłam w poczuciu niekończącej się beznadziei. Budziłam się rano z taką niechęcią i brakiem energii, że jedyne na co miałam ochotę to ponowne zapadnięcie w sen. Wstanie z łóżka było dla mnie wyczynem porównywalnym do przebiegnięcia maratonu. Jak już mi się to udało to snułam się po domu w piżamie niczym zombie, bo nie widziałam sensu w ubieraniu się i dbaniu o siebie w jakikolwiek sposób. Kompletnie straciłam apetyt, a należę raczej do żarłoków, na co wskazuje moje dobre 10 kg nadwagi. Pierwszy posiłek potrafiłam zjeść dopiero późnym wieczorem. Co jest cholernie niezdrowe, szczególnie w ciąży. Ja jednak zupełnie przestałam odczuwać głód, a na jedzenie patrzyłam z niechęcią.

Zajmowałam się córką w minimalnym stopniu. I strasznie ciężko mi się do tego przyznać. Zmuszałam się by do niej wstać, nakarmić ją i ubrać. Potem włączałam jej bajki i leżałam obok jak duch. Byłam z nią tylko fizycznie. Z ulgą oddawałam ją na kilka dni do dziadków, bo wiedziałam, że tam poświęcą jej więcej uwagi. Poza tym odczuwałam ciągłą pustkę, jakby ktoś wyssał z mojego świata wszystkie kolory. Wszystko stało się dla mnie obojętne. Do tego odczuwałam ciągłe zmęczenie. I to nie takie normalne, tylko spotęgowane jak nigdy dotąd. Oczy same mi się zamykały, pomimo tego, że przesypiałam kilkanaście godzin. Poza tym sen stał się dla mnie ucieczką od mojego bezbarwnego świata. Mój rytm dnia zupełnie się poprzestawiał. Nocami mój mózg pracował na podwyższonych obrotach. Zalewały go czarne myśli nie dające mi zasnąć. Za to  mogłam przespać calutki dzień, bez żadnego problemu. W zasadzie nie miałam ochoty w ogóle się budzić. Wiedziałam jak się będę czuła jak to się stanie, że będę wyjątkowo przygnębiona. Albo, że nie będę czuła kompletnie nic. Jak pusta skorupa. Więc w pewien sposób spanie stało się dla mnie wybawieniem.

Głupio mi było odpowiadać na pytania w stylu ,,jak się czujesz?". Kiedy mówiłam, że czuje się zmęczona miałam wrażenie, że ludzie dziwnie na mnie patrzą. Bo w końcu jak można się czuć zmęczonym, kiedy jest się na zwolnieniu i siedzi całymi dniami w domu? A to zmęczenie było tylko czubkiem góry lodowej. Boję się nawet pomyśleć jak zareagowaliby inni gdybym szczegółowo opisała im to jak naprawdę się czuje. Gdybym powiedziała im, że już zupełnie nic mnie nie cieszy. Że szczęście to dla mnie jakaś abstrakcja. Bo czułam się jakby wessała mnie jakaś czarna dziura i rozbiła to kim jestem na miliony kawałków. Fakt, że jestem w ciąży w ogóle nie sprawiał mi radości. Właściwie było wręcz przeciwnie. Czułam ogromny niepokój, który w końcu zamienił się w niechęć. Moje obawy związane z moim stanem błogosławionym sprawiły, że zaczęłam myśleć o nim negatywnie. Kompletnie nie czułam się gotowa na to, że w moim życiu ma się pojawić kolejny mały człowiek.



Brak zrozumienia


Wiele się słyszy o depresji poporodowej, ale ja osobiście nigdy nie słyszałam o depresji w ciąży. A jak zainteresuje i pogrzebie w internecie okazuje się, że to wcale nie taka znowu rzadkość. Mimo tego, że o depresji coraz częściej mówi się głośno, wydaje mi się, że wiele ludzi wciąż nie rozumie i bagatelizuje ten problem. Wspominałam już wcześniej, że podzieliłam się z lekarzem moimi podejrzeniami i powiedziałam mu o moim wyjątkowo obniżonym nastroju i braku siły na cokolwiek. Jednak on zbył to machnięciem ręki i powiedział, że to powinno minąć. Że to brzmi dla niego jak typowa dolegliwość ciążowa. Nie odradził mi spotkania ze specjalistą, ale też do niego nie zachęcił. W praktyce to dał mi wymówkę do wypierania tego w jakim byłam stanie. Bo chciałam uwierzyć w to, że to zupełnie normalne i samo sobie przejdzie. Być może niezbyt dokładnie opisałam mu moje samopoczucie i doszedł do wniosku, że to nic wielkiego. W tamtym czasie ciężko mi było w ogóle powiedzieć komukolwiek o tym co czuję. Wydaje mi się jednak, że powinien potraktować mnie poważniej, kiedy powiedziałam mu wprost, że myślę, że mogę mieć depresję. Zignorowanie przez niego problemu sprawiło, że ja ochoczo zrobiłam to samo. Czasami długo unika się prawdy, którą mamy tuż przed nosem. Może dlatego, że to zwyczajnie łatwiejsze.

To jak zareagował na moje wyznanie lekarz to jedno. Zupełnie inną sprawą jest jak na taki stan rzeczy patrzą osoby z bliższego otoczenia. Jest kilka osób, którym powiedziałam o tym co się ze mną działo. I tylko jedna naprawdę mnie zrozumiała. Prawdopodobnie dlatego, że sama przechodzi przez coś podobnego. Od innych usłyszałam, że powinnam jakoś się zmusić i ogarnąć. Usłyszałam też, że powinnam udać się do psychologa, ale w tamtym czasie skupiałam się jedynie na negatywach. Na uczuciu, że nikt mnie nie rozumie. Bo nie byłam w stanie zmusić się do czegokolwiek. Zupełnie jakby magnes wciągał mnie w otchłań. Ignorowałam sugestie o szukaniu pomocy, bo to by oznaczało, że nie dałam sobie rady. Wtedy odbierałam to jak akt słabości. Jakby ze mną było coś nie tak. Bo było, tyle że ja nie chciałam tego widzieć. Żyłam z klapkami na oczach. A ciężko wysłać po pomoc kogoś kto tej pomocy nie chce. Nie chciałam być posyłana do psychologa, bo miałam wrażenie, że to by ostatecznie potwierdziło to czego się obawiałam. Że kompletnie postradałam zmysły i nie potrafię poskładać swojego życia do kupy. Do decyzji o poszukaniu pomocy trzeba w pewien sposób dojrzeć. Upaść tak nisko, że wszystkie bajki i wymówki, które sami sobie wciskamy, rozprysną się w drobny mak. Ja dopiero po czasie zrozumiałam, że to jak się czuję to nie powód do wstydu. Wciąż oswajam się z tą myślą i jestem o krok bliżej do zasięgnięcia specjalistycznej porady.

Z sercem na dłoni


Pisząc to czuję się jak wyrodna matka. Moje wyznanie kompletnie mija się z moją wizją macierzyństwa. Stwierdzenie, że nie miałam siły by zajmować się dzieckiem ani cieszyć się z ciąży brzmi przerażająco. Ale naprawdę kocham swoje dzieci. I to plączące się między moimi nogami i to które noszę pod swoim serce. Kocham oboje równie mocno. Nie wiem co by ze mną było gdyby nie moja córka. Bo to ona dała mi siłę i motywację by walczyć z moim stanem. To dla niej walczę każdego dnia, bo choć jest ze mną lepiej, wciąż muszę przezwyciężać swoje demony. Ale staram się, każdego dnia cholernie się staram, by być lepszą. Dla niej.   

Światełko w tunelu


W końcu udało mi się przynajmniej częściowo zwalczyć mój stan. Jednak wciąż daleko mi do pełni szczęścia. Moje umysł przypomina trochę pokój z oknem zabitym deskami. Udało mi się zrobić w tych deskach szczelinę, która przepuszcza trochę światła. Tyle, że wciąż otaczają mnie ciemności. Chciałabym wierzyć, że całkowicie wyeliminowałam ten problem. Bo ostatnio czuję się lepiej. Ale prawda jest taka, że udało mi się go zepchnąć gdzieś w zakamarki umysłu. Boję się, że czeka tam sobie spokojnie, niczym potwór z horroru, by zaskoczyć mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Każdego dnia muszę wykazać się sporą determinacją, żeby znowu nie wpaść w ten ciąg dni pozbawionych znaczenia. Wciąż walczę ze zmęczeniem i brakiem apetytu. Chwilami, które nawiedzają mnie ofiarując przytłaczającą pustkę. Ale mam nadzieję. I pozbywam się wstydu, który hamował mnie przed szukaniem odpowiedniej pomocy. Wciąż buduję w sobie odwagę by po nią sięgnąć. Bo szukanie pomocy u tego typu lekarza nie oznacza, że coś jest z mną zdrowo nie w porządku. Bo to wszystko co się ze mną działo i wciąż dzieje nie oznacza, że jestem złą osobą czy matką. Oznacza po prostu, że jestem człowiekiem, który musi się zmierzyć z gorszym okresem w swoim życiu. I to nie powód do wstydu, który do tej pory czułam. To oznaka siły. Bo nawet jeśli upadnę tak nisko, że niżej już się nie da, to potrafię odbić się od dna. I być może po tym wszystkim będę w stanie zdobyć szczyt o jakim mi się wcześniej nie śniło. W końcu to doświadczenia budują to kim jesteśmy i kim się staniemy. 

Komentarze

  1. Kolejny raz przykładam się do tego, aby napisać na tak bardzo ważny post, który umieściłaś na blogu... szczerze dziwię się, że nie ma pod nim komentarzy....
    To o czym piszesz to najważniejsza sprawa, która dotyczy wielu kobiet będących w ciąży... ja przechodziłam depresję poporodową, a stan w ciąży określam na unormowany.
    Ale jestem w stanie Ciebie zrozumieć i przez usta nie przeszłyby mi słowa ,,ogarnij się".
    W tym przypadku jest Ci potrzebne wielkie wsparcie, abyś mogła znaleźć czas dla siebie, relaks i oczyszczenie myśli.
    Zajmowanie się dzieckiem to praca 24h/d i tutaj nie masz urlopów. Tylko nieliczni wiedzą jak jest ciężko, że macierzyństwo i ciąża to nie kolorówka, która wciąż krąży po mediach.
    Najważniejsze, że zaczęłaś o siebie walczyć, to bardzo ważne i wierzę, że każdy kolejny dzień będzie dla Ciebie jaśniejszy.
    Poradzisz sobie !!! bo jeżeli odważyłam się napisać co czujesz, to jesteś świadoma problemu i dasz radę !
    Wierzę w CIEBIE !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Już z każdym dniem jest dużo lepiej. Myślę, że napisanie o tym co przechodziłam było dla mnie ważnym krokiem w dobrą stronę. Bardzo mi to pomogło, nawet jeśli nie ma dużego odzewu. W sumie pisząc ten post nie myślałam o odzewie. Liczyłam bardziej na to, że być może gdzieś ktoś przechodzi coś podobnego i być może trafi tutaj i zobaczy, że nie jest sam. :)

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze i zdołałaś uporać się z tą bestią. Pewnie jeszcze nie wiedziała z kim zadziera :) Kobiety są silne. I przeżyją więcej niż niejeden mężczyzna, który już dawno by się poddał. Gratuluję, że podzieliłaś ze wszystkimi swoją historią. Na pewno nie było to łatwe z Twojej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwe faktycznie nie było, ale było takim pierwszym krokiem ku lepszemu. :)

      Usuń
  3. nie doceniłam tego wpisu jak go czytałam w 2018, dopiero teraz, po narodzinach dziecka sobie o nim przypomniałam. Wcześniej myślałam, że to jakieś wymysły, że przecież dziecko to samo szczęście, ale niestety, musiałam udać się na leczenie depresji poporodowej :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

6 tydzień ciąży - pierwsze usg

Wczoraj po raz drugi zjawiłam się u lekarza. Tym razem udało się dostrzec to malutkie życie, które rośnie sobie w moim brzuchu. Nawet usłyszałam bicie serca! To naprawdę niesamowite uczucie, szczególnie, że w poprzedniej ciąży pierwsze usg zrobione miałam w 13 tygodniu ciąży. System prowadzenia ciąży w Irlandii i Polsce nieco się różni. Przez to czuję się jakbym przechodziła to po raz pierwszy i wszystko jest dla mnie inne i w pewnym sensie zupełnie nowe. To powoduje, że mam wiele obaw a pytania mnożą się w mojej głowie z każdą minutą. Usg potwierdziło, że jestem w piątym tygodniu ciąży i 6 dniu, co podejrzewałam i co sugerowały badania krwi. Oznacza to, że dziś rozpoczynam 6 tydzień ciąży. Planowany termin porodu to 4 lipiec i jeśli się sprawdzi, to moje dzieciątko urodzi się zaledwie 9 dni przed moimi własnymi urodzinami. No, ale wszyscy wiemy, że te terminy są tylko orientacyjne i istnieje pewien margines błędu.

Ignacy pisze - Mam dwa miesiące!

Ależ ten czas leci! Mówię Wam! Jeszcze niedawno wylegiwałem się w ciepłym brzuszku mamy, było mi ciepło i przyjemnie. A dziś?  Dziś mijają dokładnie dwa miesiące odkąd opuściłem tą moją bezpieczną przystań. Możecie się zastanawiać czy nie wolałbym do niej wrócić. No cóż czasem tęsknię za tym miejscem. Ciepłem, kołysaniem i miarowym biciem serca mamy. Jednak świat zdaje się mieć tak wiele do zaoferowania a ja z każdym dniem staję się coraz silniejszy i odkrywam stopniowo jego piękno. Naprawdę było warto opuścić tamten przyjemny domek. Słowo niemowlaka.

Czasami słowa ranią bardziej niż noże, szczególnie te skierowane do dzieci

Podejście do wychowywania dzieci strasznie się zmieniło. Nasi rodzice, dziadkowie, mieli zupełnie inne poglądy i metody wychowawcze. Dzieci traktowane były bardziej twardą ręką. Nikt nie zastanawiał się nad wyrażeniami typu przemoc fizyczna, i co ważniejsze, przemoc psychiczna. Nikt nie zastanawiał się nad kruchością dziecięcej psychiki. Nikt długo nie rozwodził się nad długofalowymi skutkami takiego surowego podejścia. A niestety one występują i są bardzo odczuwalne w dorosłym już życiu.