Mój ostatni ciążowy wpis powstał, kiedy byłam w 10 tygodniu ciąży. Obecnie jestem w środku 24 tygodnia i od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło. Fakt, że noszę w sobie nowe życie stał się widocznym gołym okiem. Mam za sobą pierwsze wyprawkowe zakupy, bo nie mogłam już się dłużej opierać widząc w sklepie te wszystkie malutkie ubranka. Szczególne, że poznałam już płeć mojego dzieciątka. Przeszłam prawdziwe nastrojowe tornado i musiałam stawić czoła kiepskiemu samopoczuciu, zarówno fizycznemu jak i psychicznemu. Poczułam pierwsze ruchy mojego maleństwa. To moment, na który najbardziej czekałam. W ciąży 14 tygodni to szmat czasu i kolosalna liczba zmian. Mam sporo zaległości do opisania.
W zasadzie w okresie, od 10 tygodnia do mniej więcej 16 tygodnia, na piedestał wysuwają się dwie rzeczy. Ogromne zmęczenie i wyjątkowo obniżony nastrój. Fizycznie czułam się jak zombie i tak też wyglądałam. Aż wstyd mi się do tego przyznać, w końcu mówi się, że ciąża to nie choroba. Ja czułam się jakbym była naprawdę ciężko chora. A mówiąc obniżony nastrój mam na myśli tak bardzo obniżony, że zaczynałam się zastanawiać czy mój stan nie zaczyna przypominać depresji. Myślałam nawet o tym, czy nie zacząć szukać pomocy u psychologa, jednak mój lekarz uspokajał mnie, że to minie. Oczywiście wspomniał również, że jeśli chcę mogę się do psychologa wybrać, jeżeli czuję, że tego mi trzeba. Jednak zaznaczył, że około 20 tygodnia ta dolegliwość powinna minąć. Postanowiłam wtedy poczekać, i faktycznie tak się stało. Na szczęście. Bo przed pójściem po pomoc do specjalisty powstrzymywał mnie wstyd. Najzwyczajniej w świecie wstydziłam się tego co momentami czuję i myślę. Miałam wrażenie, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca i stale stawałam twarzą w twarz z wyrzutami sumienia. Czułam się wyrodną matką. Na samo wspomnienie tamtego stanu przechodzą mnie ciarki. To tak obszerny temat i odczuwam w związku z nim tyle emocji, że chyba zasługuje na osobny post. I chociaż z trudem o tym piszę, uważam, że takie tematy powinno się poruszać. Bo jak w życiu tak i w macierzyństwie, nie zawsze jest kolorowo.
To może najwyższy czas wspomnieć o pozytywach. Około 18 tygodnia ciąży zaczęłam odczuwać pierwsze ruchy dziecka. I każda kobieta, która była lub jest w ciąży wie jak wspaniałe jest to uczucie. Z każdym dniem te ruchy przybierały na sile i już widzę różnicę między moim pierwszym dzieckiem a tym, które teraz zamieszkuje mój brzuszek. Kiedy byłam w ciąży z swoją pierworodną, jej ruchy były bardzo subtelne i delikatne. Ona nie kopała, raczej rozpychała się leniwie. Teraz odczuwam silne kopnięcia i często obrywam prosto w pęcherz. Auć. Być może to dlatego, że tym razem noszę pod sercem chłopca. Tak! Doczekaliśmy się i męskiego potomka. W mojej rodzinie, gdzie od dawna rodziły się same dziewczynki, to prawdziwy powód do świętowania. Ja wciąż nie dowierzam i czekam na kolejną wizytę u lekarza, by to jeszcze raz potwierdził. Bo w końcu różnie to bywa. Mit, że kobieta w ciąży z chłopcem wygląda kwitnąco bo dziewczynka zabiera mamie urodę, jest naprawdę tylko mitem. Z córką wyglądałam i czułam się wspaniale. Za to teraz i moje samopoczucie i wygląd pozostawiają wiele do życzenia. To co dzieje się z moją skórą na twarzy to jakiś dramat. Nigdy nie miałam takich problemów a teraz muszę wyjątkowo o nią dbać, bo inaczej jest tak sucha, że aż szczypie. Nie mówiąc już o przebarwieniach. Kosmetyki, które używam od zawsze, teraz kompletnie się u mnie nie sprawdzają. Jak już to pogarszają ten stan. Co tu dużo mówić. Ciąża niestety wiąże się i z takimi urokami.
Czas, kiedy nie zaglądałam na bloga był dla mnie wyjątkowo trudny. I ze względu na bałagan jaki pojawił się w moim życiu, i ze względu na to co sprezentowała mi ciąża. A dokładniej ciążowe hormony. Cieszę się, że w końcu wróciłam do pisania, bo mam się z kim podzielić tym jak wiele działo się w moim życiu. I jak wiele jeszcze przede mną. Przelanie tego wszystkiego na ekran komputera dało mi większą ulgę niż przypuszczałam. Mam nadzieję, że ciążowe hormony dadzą mi już spokój. Przynajmniej na jakiś czas. I, że tak ciężki okres już się nie powtórzy. A nawet jeśli, to tym razem będę na to bardziej przygotowana.
W zasadzie w okresie, od 10 tygodnia do mniej więcej 16 tygodnia, na piedestał wysuwają się dwie rzeczy. Ogromne zmęczenie i wyjątkowo obniżony nastrój. Fizycznie czułam się jak zombie i tak też wyglądałam. Aż wstyd mi się do tego przyznać, w końcu mówi się, że ciąża to nie choroba. Ja czułam się jakbym była naprawdę ciężko chora. A mówiąc obniżony nastrój mam na myśli tak bardzo obniżony, że zaczynałam się zastanawiać czy mój stan nie zaczyna przypominać depresji. Myślałam nawet o tym, czy nie zacząć szukać pomocy u psychologa, jednak mój lekarz uspokajał mnie, że to minie. Oczywiście wspomniał również, że jeśli chcę mogę się do psychologa wybrać, jeżeli czuję, że tego mi trzeba. Jednak zaznaczył, że około 20 tygodnia ta dolegliwość powinna minąć. Postanowiłam wtedy poczekać, i faktycznie tak się stało. Na szczęście. Bo przed pójściem po pomoc do specjalisty powstrzymywał mnie wstyd. Najzwyczajniej w świecie wstydziłam się tego co momentami czuję i myślę. Miałam wrażenie, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca i stale stawałam twarzą w twarz z wyrzutami sumienia. Czułam się wyrodną matką. Na samo wspomnienie tamtego stanu przechodzą mnie ciarki. To tak obszerny temat i odczuwam w związku z nim tyle emocji, że chyba zasługuje na osobny post. I chociaż z trudem o tym piszę, uważam, że takie tematy powinno się poruszać. Bo jak w życiu tak i w macierzyństwie, nie zawsze jest kolorowo.
To może najwyższy czas wspomnieć o pozytywach. Około 18 tygodnia ciąży zaczęłam odczuwać pierwsze ruchy dziecka. I każda kobieta, która była lub jest w ciąży wie jak wspaniałe jest to uczucie. Z każdym dniem te ruchy przybierały na sile i już widzę różnicę między moim pierwszym dzieckiem a tym, które teraz zamieszkuje mój brzuszek. Kiedy byłam w ciąży z swoją pierworodną, jej ruchy były bardzo subtelne i delikatne. Ona nie kopała, raczej rozpychała się leniwie. Teraz odczuwam silne kopnięcia i często obrywam prosto w pęcherz. Auć. Być może to dlatego, że tym razem noszę pod sercem chłopca. Tak! Doczekaliśmy się i męskiego potomka. W mojej rodzinie, gdzie od dawna rodziły się same dziewczynki, to prawdziwy powód do świętowania. Ja wciąż nie dowierzam i czekam na kolejną wizytę u lekarza, by to jeszcze raz potwierdził. Bo w końcu różnie to bywa. Mit, że kobieta w ciąży z chłopcem wygląda kwitnąco bo dziewczynka zabiera mamie urodę, jest naprawdę tylko mitem. Z córką wyglądałam i czułam się wspaniale. Za to teraz i moje samopoczucie i wygląd pozostawiają wiele do życzenia. To co dzieje się z moją skórą na twarzy to jakiś dramat. Nigdy nie miałam takich problemów a teraz muszę wyjątkowo o nią dbać, bo inaczej jest tak sucha, że aż szczypie. Nie mówiąc już o przebarwieniach. Kosmetyki, które używam od zawsze, teraz kompletnie się u mnie nie sprawdzają. Jak już to pogarszają ten stan. Co tu dużo mówić. Ciąża niestety wiąże się i z takimi urokami.
Czas, kiedy nie zaglądałam na bloga był dla mnie wyjątkowo trudny. I ze względu na bałagan jaki pojawił się w moim życiu, i ze względu na to co sprezentowała mi ciąża. A dokładniej ciążowe hormony. Cieszę się, że w końcu wróciłam do pisania, bo mam się z kim podzielić tym jak wiele działo się w moim życiu. I jak wiele jeszcze przede mną. Przelanie tego wszystkiego na ekran komputera dało mi większą ulgę niż przypuszczałam. Mam nadzieję, że ciążowe hormony dadzą mi już spokój. Przynajmniej na jakiś czas. I, że tak ciężki okres już się nie powtórzy. A nawet jeśli, to tym razem będę na to bardziej przygotowana.
Komentarze
Prześlij komentarz