Tak sobie czasem myślę, że dorośli powinni uczyć się od dzieci. Patrzę na swoją rozbrykaną córkę biegającą wokół moich nóg i zastanawiam się skąd ona bierze tyle energii. Patrzę na jej uśmiech sięgający oczu, który wywołany został jakąś zwykłą błahostką. Podobno dzieci uśmiechają się 400 razy dziennie podczas gdy dorośli jedynie... 17 razy! To kolosalna różnica.
Z upływem czasu tracimy tę dziecięcą beztroskość. Zupełnie jakby jakiś hormon odpowiadający za odczuwanie szczęścia nawalał coraz bardziej z każdym przybywającym rokiem. I ja doskonale zdaję sobie sprawę, że dorosłe życie ty droga tak wyboista, że może przyćmić zwykłą radość. W końcu skupiamy się na tak wielu sprawach a ciężar na naszych barkach nie maleje. Mamy na głowie wychowywanie dzieci, pracę, rachunki czy dbanie o dom w ogóle. Żyjemy coraz szybciej, pragniemy posiadać coraz więcej i skupiamy swoją uwagę na sprawach, które zdają się nam istotne a rzeczywiście są powierzchowne.
Czasem obserwując moją małą dochodzę do wniosku, że powinnam brać z niej przykład. Tak niewiele potrzeba by zobaczyć szczęście wypisane na jej twarzyczce. Mnie przytłaczają codzienne sprawy i pragnienia, które tak naprawdę nie dałyby mi szczęścia. Skupiam swoją uwagę na tym jak oceniają mnie inni. Patrzę na kogoś z boku i czuję się taka malutka i gorsza. Sama na sobie wywieram niepotrzebną presję i mam wygórowane wymagania wobec siebie i swojego życia. A może wystarczyłoby zamknąć te wszystkie toksyczne myśli głęboko w sobie i wyrzucić klucz. Bo tak naprawdę jakie znaczenie ma to co posiadamy i to jak oceniają nas inni? Dzieci w ogóle nie przejmują się takimi błahostkami. Schematy naszego społeczeństwa są im obce. I są szczęśliwsze niż nie jeden dorosły bo cieszą je małe rzeczy, które tylko fałszywie zdają się małe. Właśnie te małe rzeczy są cenniejsze niż te, które nam się wydają ogromnie istotne.
Może warto przystanąć i zastanowić się na czym tak naprawdę skupiamy się w swoim życiu. Może warto skupić się na chwili obecnej i wyciskać dzień jak cytrynę. Może warto przyjrzeć się swojemu dziecku i brać z niego przykład. Bo w końcu otaczający nas świat daje nam wiele powodów to zachwytu i uśmiechu. Dzieci potrafią to docenić bardziej niż my. Szczerze mówiąc przypatrując się mojej córce wydaje mi się, że tryska szczęściem przez 90% dnia a ja? Może z 10%, choć bywa, że wcale. Wiec może warto spojrzeć na świat z dziecięcą fascynacją. I na pewno warto się uśmiechnąć i złamać schemat. W końcu 17 razy to średnia, którą łatwo przebić! :)
Komentarze
Prześlij komentarz