Zawsze uwielbiałam Święta Bożego Narodzenia. Nie z powodów czysto religijnych, bo nie należę do zagorzałych katoliczek. Właściwie bliżej mi do bycia ateistką niż osobą wierzącą. Święta to dla mnie przede wszystkim wyjątkowy czas spędzany z rodziną. Niepowtarzalna atmosfera, bliskie osoby, przepyszne dania i tradycja. To wszystko razem tworzy magię, która pojawia się tylko przez te kilka dni w roku. Jednak ostatnio mam wrażenie, że ta cała świąteczna otoczka idzie w złą stronę.
Kiedy magia zmienia się w szopkę
Kiedyś nie mogłam zrozumieć jak ludzie mogą wyjeżdżać na święta na coś co wygląda bardziej jak urlop niż święta. Bo gdzie w tym wszystkim ta magia świąt, rodzina, miłość, które powinny nam towarzyszyć w tym wyjątkowym okresie? Teraz zaczynam rozumieć dlaczego ludzie tak robią. Już mnie to nie dziwi.
W ciągu kilku ostatnich lat Boże Narodzenie bardziej zaczęło przypominać szopkę a całe święta tracą sens. Myślę, że zrozumie to każdy kto posiada rozbitą rodzinę. Bo nagle okazuje się, że do odwiedzenia masz mamę, tatę, dziadków jednych i drugich i do tego jeszcze teściów. Chciałbyś być wszędzie, ale doba jest zbyt krótka a ty nie posiadasz umiejętności przebywania naraz w kilku miejscach. Tym sposobem święta zmieniają się w kilkudniowy maraton odwiedzania swoich bliskich. Te trzy dni stają się męką a nie przyjemnością. Bo po takim jeżdżeniu od jednej osoby do drugiej czujesz się o wiele bardziej zmęczony niż w dzień powszedni. I już nie czekasz na święta z niecierpliwością tylko zastanawiasz się jak to wszystko zorganizować i jedyne co czujesz to znużenie na samą myśl o tym co Cię czeka.
Świąteczne dylematy
Czuję się strasznie zmęczona tym jak to wygląda. Zmęczona ciągłym zastanawianiem się do kogo pojechać na wigilię a do kogo w inne dni świąt. I rozczarowana tym, że gdzieś zgubiłam sens i magię świąt. Czy to naprawdę musi tak wyglądać? Myślę, że w przyszłym roku zorganizuje to zupełnie inaczej. Marzą mi się takie spokojne święta, które spędzilibyśmy tylko w czwórkę w domu. Bez jeżdżenia, pośpiechu i biegu. Bez obskakiwania kilku wigilii naraz. Każdy z nas ma większą lub mniejszą rodzinę. Jednak najważniejsza jest dla mnie rodzina, którą stworzyłam sama. Mama , tata i dzieci. I może to trochę samolubne i egoistyczne, ale to właśnie moja mała rodzina jest dla mnie najważniejsza.
Chcę tworzyć z dziećmi cudowne wspomnienia a nie ciągać je w wigilijny wieczór z jednego miejsca do drugiego. I nie chodzi mi wcale o ignorowanie reszty bliskich osób. Bardziej zależy mi na wyeliminowaniu całego tego świątecznego chaosu. Bo gdzieś po drodze święta stały się smutną koniecznością i przestały być tym wyjątkowym czasem, który zawsze tak kochałam.
Zaczynam rozumieć, że nie da się zadowolić wszystkich. Nie da się być w kilku miejscach naraz. To po prostu niewykonalne. I nawet, jeśli staniesz na rzęsach, by być wszędzie to jaki to ma sens, jeśli od samego początku świąt marzysz tylko o tym, by w końcu się skończyły?
Komentarze
Prześlij komentarz