Przejdź do głównej zawartości

A może by tak wyjść i nie oglądać się za siebie...

Uwaga! Ten wpis powstaje pod wpływem impulsu. Pełen będzie narzekania i gorzkich żalów matki po niewyobrażalnie ciężkim dniu. 

Przez cały dzisiejszy dzień w mojej głowie na okrągło pojawiała się jedna niema prośba. Błagam, niech mnie ktoś zabije. I to natychmiast! Ale zaraz, zaraz. Może już jestem martwa. To by wiele wyjaśniało. Bo jeśli piekło istnieje to zdecydowanie może tak wyglądać.


Godzina 6 rano. Mała wychodzi ze swojego pokoju, co zupełnie odbiega od jej zwyczajowego schematu wstawania. Zwykle budzi mnie dopiero koło 8. Ale nie dzisiaj. Dziś wychodzi znacznie szybciej a ja, kiedy tylko otwieram oczy widzę, że coś jest ewidentnie nie tak. Mała jest w iście wisielczym humorze. Na dzień dobry dostaje powitanie złożone z solidnej dawki płaczu. Zaczynam rozumieć, że ten dzień nie będzie należał do łatwych i przyjemnych. Na domiar złego zasnęłam dopiero koło 3 w nocy, więc ledwo udaje mi się doprowadzić do stanu, w którym mogłabym normalnie funkcjonować. Zaawansowana ciąża nie wpływa zbyt dobrze na komfort snu. w zasadzie zaśnięcie stało się dla mnie nie lada wyczynem. 

Płacz towarzyszy nam aż do godziny 7. W tym czasie noszę, przytulam, uspokajam. Nic nie pomaga. Czy ja wczoraj nie pisałam o tym, że powinnam odpoczywać? No właśnie. Tak wygląda odpoczywanie matki w praktyce. Dobrze, że mój lekarz nie widzi tego dźwigania. Po godzinie 7 mała nieco się uspokaja. Za to mamy katar i kaszel. A córka za żadne skarby nie chce wziąć syropów. Na sam ich widok wznawia swój maraton krzyku. W końcu udaje mi się ją przekonać. Pierwsza dobra rzecz jaka spotkała tego dnia. Mój mały sukces. 

I tak mija dzień. Ledwo udaje mi się utrzymać otwarte oczy. Zastanawiam się czy nie wykorzystać patentu z kreskówek i nie podeprzeć ich zapałkami. Albo nie podkleić ich taśmą. Zaczynam marzyć o litrach napoju energetycznego, ale ciąża skutecznie niweczy moje niezdrowe plany. W końcu po południu córka zasypia podczas oglądania bajki i miziania po plecach. Mnie ogarnia niesamowita ulga. Sama pozwalam sobie na zamknięcie oczu. Jednak śpię z jednym okiem otwartym a mała ciągle strasznie się wierci i kładzie w poprzek łóżka. Przyjmuję jakąś niezbyt wygodną pozycję, która skutecznie utrudnia mi zapadnięcie w głębszy sen. Ale to zawsze coś.

I w końcu nastaje długo wyczekiwany moment. Tata wraca z pracy. Mam ochotę zatańczyć mały taniec zwycięstwa, ale już ledwo się ruszam. W zasadzie to wyglądam i chodzę jak zombie. Jestem pewna, że bez problemu przeszłabym casting do serialu The Walking Dead. Dosłownie zmiotłabym konkurencję. Moje worki pod oczami są na tyle imponujące, że nie potrzebowałabym nawet charakteryzacji. Moja radość nie trwa długo. Ledwo zdążyłam się położyć i córka już rozpoczęła kolejną serię płaczu. Czekam kilka minut bo może tata opanuje sytuację. Nic z tego. Podnoszę się i idę sprawdzić o co właściwie chodzi. A sprawa wygląda tak. Mała chce soczek w swoim kubeczku. Jak nalejesz jej soczek to jednak chce mleczko. Oczywiście w tym samym kubeczku. Nalejesz mleczko to znowu chce soczek. I tak w koło Macieja. Przez dwadzieścia minut. Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. W głowie pojawia się tak imponująca wiązanka niecenzuralnych słów, że sama jestem zdziwiona jak bogate jest moje słownictwo na tej płaszczyźnie. Chcę umrzeć. Albo wyjść i trzasnąć drzwiami. Albo wsadzić córkę w paczkę i wysłać gdzieś pocztą. Cokolwiek, byle zyskać kilka minut ciszy. Chwilę odpoczynku. Chwilę na zresetowanie swojego zmęczonego umysłu. 

Ten piekielny dzień wolałabym wymazać z pamięci. Dawno już nie czułam się tak wyczerpana i bezsilna. Matki są czasami wystawiane na bardzo ciężką próbę. Na szczęście takie dni szybko uciekają z naszych wspomnień. Bo na ich miejsce wskakują wspomnienia tych pięknych chwil spędzanych z naszymi dziećmi. Chwil ozdobionych uśmiechem. Chwil, kiedy nasze serce rośnie, kiedy dzieci podejdą do nas i powiedzą ,,Kocham Cię mamo". Chwil najbardziej wartościowych i cennych. To właśnie one dają mi siłę po dniu takim jak ten. 

A jak to wygląda u Was? Też miewacie takie dnie z piekła rodem? Macie czasem ochotę wyjść i nie oglądać się za siebie? 

Komentarze

  1. Oj bywają takie dni, że chciałabym uciec jak najdalej. Ale tak jak mówisz wystarczy jedno "Kocham Cię mamusiu" i wstępuje we mnie nowa energia i chęć do działania ☺

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

6 tydzień ciąży - pierwsze usg

Wczoraj po raz drugi zjawiłam się u lekarza. Tym razem udało się dostrzec to malutkie życie, które rośnie sobie w moim brzuchu. Nawet usłyszałam bicie serca! To naprawdę niesamowite uczucie, szczególnie, że w poprzedniej ciąży pierwsze usg zrobione miałam w 13 tygodniu ciąży. System prowadzenia ciąży w Irlandii i Polsce nieco się różni. Przez to czuję się jakbym przechodziła to po raz pierwszy i wszystko jest dla mnie inne i w pewnym sensie zupełnie nowe. To powoduje, że mam wiele obaw a pytania mnożą się w mojej głowie z każdą minutą. Usg potwierdziło, że jestem w piątym tygodniu ciąży i 6 dniu, co podejrzewałam i co sugerowały badania krwi. Oznacza to, że dziś rozpoczynam 6 tydzień ciąży. Planowany termin porodu to 4 lipiec i jeśli się sprawdzi, to moje dzieciątko urodzi się zaledwie 9 dni przed moimi własnymi urodzinami. No, ale wszyscy wiemy, że te terminy są tylko orientacyjne i istnieje pewien margines błędu.

Ignacy pisze - Mam dwa miesiące!

Ależ ten czas leci! Mówię Wam! Jeszcze niedawno wylegiwałem się w ciepłym brzuszku mamy, było mi ciepło i przyjemnie. A dziś?  Dziś mijają dokładnie dwa miesiące odkąd opuściłem tą moją bezpieczną przystań. Możecie się zastanawiać czy nie wolałbym do niej wrócić. No cóż czasem tęsknię za tym miejscem. Ciepłem, kołysaniem i miarowym biciem serca mamy. Jednak świat zdaje się mieć tak wiele do zaoferowania a ja z każdym dniem staję się coraz silniejszy i odkrywam stopniowo jego piękno. Naprawdę było warto opuścić tamten przyjemny domek. Słowo niemowlaka.

Mój problem z karmieniem piersią

Mam pewien problem z karmieniem piersią. I nie chodzi mi o problem czysto fizjologiczny  (choć taki również się u nas pojawił). Chodzi mi raczej o problem emocjonalny,  światopoglądowy. Na wstępie zaznaczę, że całym sercem jestem za karmieniem piersią. W końcu to najlepsze co można dać swojemu dziecku. I nie mam problemu z karmieniem piersią samym w sobie. Wręcz przeciwnie. Całkowicie popieram mamy karmiące i uważam, że powinny móc karmić wszędzie nie musząc się martwić o przykre i niechciane komentarze (które niestety wciąż się pojawiają ). To co mi przeszkadza to ta cała fanatyczna otoczka, która towarzyszy karmieniu piersią. Bo inaczej, niż fanatyzmem, tego nazwać nie można.