Przejdź do głównej zawartości

Zmora większości matek - rozstępy

To nie będzie kolejny post pod tytułem ,,Jak pozbyć się rozstępów?". Nie powiem Wam jaki krem jest najlepszy ani nie zdradzę tajemnej wiedzy na pozbycie się tego defektu. Nie zrobię tego, bo takich tekstów są w internecie całe setki. I nie to jest dzisiaj moim celem. Całkiem niedawno, przyglądając się w lustrze swojemu ciążowemu brzuchowi (który nie ukrywam, jest w paski), zadałam sobie jedno pytanie. Czemu właściwie aż tak mi to przeszkadza? 


A fakt, że moje ciało przyozdobione jest tymi czerwono-różowo-białymi liniami męczył mnie do tego stopnia, że aż zrezygnowałam z chodzenia na basen. W zasadzie unikałam jakichkolwiek sytuacji wymagających ode mnie odsłonięcia ciała. Bo rozstępy mam nie tylko na brzuchu, ale też całych nogach. Szczerze mówiąc zdobią większość mojego ciała. Latem wstydziłam się choćby założyć sukienkę. Tak niepewnie czułam się w swoim ciele. Moje kompleksy na tym punkcie są ogromne niczym Mount Everest. A przynajmniej takie były. Bo zaczynają powoli maleć i nie mogę się doczekać, aż przepracuje je do końca. Aż znikną całkowicie. To będzie niesamowita ulga. Nie do opisania. 

Czy kremy na rozstępy w ogóle działają?

Wiecie ile kremów/balsamów/olejków (niepotrzebne skreślić) używałam do tej pory? Tak wiele, że chyba miałabym trudność, żeby je wszystkie teraz wymienić. Masa produktów, od tych drogich obiecujących złote góry po te tańsze, ale wychwalane przez inne mamy. I żadne nie spełniły swojej roli. Mimo sumiennego smarowania przez całą poprzednią ciąże, rozstępy i tak się pojawiły. Nie chcę tu nikogo zniechęcać do używania tego typu produktów, bo może komuś faktycznie pomogą. A już na pewno nie zaszkodzą. 

Jednak rozstępy często są uwarunkowane genetycznie. I jednym nie pomogą nawet najdroższe kremy świata. A inni i bez kremów nie mają się czego obawiać i mogą się cieszyć nieskazitelną skórą. Ja sama skłonność do rozstępów miałam od zawsze. Pierwsze pojawiły się u mnie jeszcze kiedy byłam nastolatką. W ciąży ich ilość tylko wzrosła, chociaż wcale nie przybrałam za wiele na wadze. 

Co zrobić, kiedy nic nie działa?

Co więc zrobić, kiedy nic nie pomaga a nasze ciało i tak pokrywa się coraz większą ilością różnokolorowych pasków? Nic. Słaba odpowiedź? Sama niedawno bym jej nie zaakceptowała. Jednak prawda jest taka, że niewiele możemy zrobić. Można pokusić się na jakiś drogi zabieg, lecz nawet one nie zlikwidują problemu do końca. A przecież nie każdego na to stać. 



Nie warto rwać sobie włosów z głowy z tego powodu. Nie warto patrzeć na siebie z wyraźnym niesmakiem. Nie warto pielęgnować swoich kompleksów i pozwalać im rosnąć w siłę. Nie jest to łatwe. Wiem, bo mi samej jest niesamowicie ciężko. Zaakceptowanie swoich wad wymaga czasu i dużo pracy. Ale życie jest dużo piękniejsze jeśli przestaniemy się samobiczować. Samoakceptacja i pokochanie siebie. Do tego chcę dążyć. A Ty?  

My, Matki, samokrytykę mamy chyba we krwi. Krytykujemy same siebie na praktycznie każdej płaszczyźnie. Krytykujemy to jak wychowujemy własne dzieci czy sposób w jaki prowadzimy dom. Ciągle wytykamy sobie swoje wady i bezustannie odczuwamy wyrzuty sumienia. Nawet nasz wygląd poddajemy surowej ocenie. A może warto postarać się wyciszyć te toksyczne myśli. I najzwyczajniej w świecie mieć je w głębokim poważaniu. 

Komentarze

  1. Niestety ciężko całkowicie pozbyć się kompleksów. Sama mam sporo rozstępów z okresu dojrzewania i nadal odczuwam duży dyskomfort kiedy trzeba założyć bikini. Ale tak jak mówisz, nie pozostaje nam nic innego niż zaakceptowanie swojego wyglądu ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze żeby kompleksy nie miały dużego wpływu na twoje życie. :) bo u mnie to już było niezdrowe. To już nawet nie był dyskomfort tylko chowanie się przed ludźmi.

      Usuń
  2. Ja po porodzie bardzo się zmieniłam !! Ale walczę sama ze sobą i próbuję robić wszystko, aby siebie pokochać. Rozstępy to nie problem, jestem zdrowa, mam zdrowego syna, to dla mnie najważniejsze, a rozstępy, jedne kobiety mają, drugie nie. Najważniejsze to zaakceptować to, czego nie możemy zmienić. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walka z kompleksami chyba jest na stałe wpisana w nasze kobiece umysły. Ale najważniejsze jest skupienie się na pozytywach. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

6 tydzień ciąży - pierwsze usg

Wczoraj po raz drugi zjawiłam się u lekarza. Tym razem udało się dostrzec to malutkie życie, które rośnie sobie w moim brzuchu. Nawet usłyszałam bicie serca! To naprawdę niesamowite uczucie, szczególnie, że w poprzedniej ciąży pierwsze usg zrobione miałam w 13 tygodniu ciąży. System prowadzenia ciąży w Irlandii i Polsce nieco się różni. Przez to czuję się jakbym przechodziła to po raz pierwszy i wszystko jest dla mnie inne i w pewnym sensie zupełnie nowe. To powoduje, że mam wiele obaw a pytania mnożą się w mojej głowie z każdą minutą. Usg potwierdziło, że jestem w piątym tygodniu ciąży i 6 dniu, co podejrzewałam i co sugerowały badania krwi. Oznacza to, że dziś rozpoczynam 6 tydzień ciąży. Planowany termin porodu to 4 lipiec i jeśli się sprawdzi, to moje dzieciątko urodzi się zaledwie 9 dni przed moimi własnymi urodzinami. No, ale wszyscy wiemy, że te terminy są tylko orientacyjne i istnieje pewien margines błędu.

Ignacy pisze - Mam dwa miesiące!

Ależ ten czas leci! Mówię Wam! Jeszcze niedawno wylegiwałem się w ciepłym brzuszku mamy, było mi ciepło i przyjemnie. A dziś?  Dziś mijają dokładnie dwa miesiące odkąd opuściłem tą moją bezpieczną przystań. Możecie się zastanawiać czy nie wolałbym do niej wrócić. No cóż czasem tęsknię za tym miejscem. Ciepłem, kołysaniem i miarowym biciem serca mamy. Jednak świat zdaje się mieć tak wiele do zaoferowania a ja z każdym dniem staję się coraz silniejszy i odkrywam stopniowo jego piękno. Naprawdę było warto opuścić tamten przyjemny domek. Słowo niemowlaka.

Mój problem z karmieniem piersią

Mam pewien problem z karmieniem piersią. I nie chodzi mi o problem czysto fizjologiczny  (choć taki również się u nas pojawił). Chodzi mi raczej o problem emocjonalny,  światopoglądowy. Na wstępie zaznaczę, że całym sercem jestem za karmieniem piersią. W końcu to najlepsze co można dać swojemu dziecku. I nie mam problemu z karmieniem piersią samym w sobie. Wręcz przeciwnie. Całkowicie popieram mamy karmiące i uważam, że powinny móc karmić wszędzie nie musząc się martwić o przykre i niechciane komentarze (które niestety wciąż się pojawiają ). To co mi przeszkadza to ta cała fanatyczna otoczka, która towarzyszy karmieniu piersią. Bo inaczej, niż fanatyzmem, tego nazwać nie można.